środa, 27 maja 2009

Mój genialny pulpit

Bangla bangla!

Tak mi się pomyślało - dużo ludzi jeszcze boi się linuxa ze względu na uprzedzenia dotyczące jego wyglądu (tudzież, co gorsza, żyjących w przekonaniu, że linux = konsola) - trochu głupio... Ostatnio skończyłem customizować swój pulpit i chciałem przedstawić jak doszedłem do tego co osiągnąłem.

Pulpit ze starych czasów - pierwsza próba customizacji:

Jak jeszcze posiadałem monitor o maksymalnej rozdziałce 1024x768 i nie do końca wiedziałem co chcę osiągnąć.
Po lewej u góry mamy conky'ego - programik podający różne ciekawe informacje na bieżąco.
Niżej od niego plugin do Beep Media Player (R.I.P.) z aktualną nutą.
Po prawej Cairo Clock.
Na dole zaś zwykły gnome-panel, a na nim: menu, terminal, firefox, CS(by wine), oraz przełącznik dokumentów, no i oczywiście tray.
W tamtych czasach podobało mi się niesamowicie. Muszę także nadmienić o mojej największej batalii - zmianie .gtkrc a tym samym zmianie kolorów w menu gnoma oraz zwężeniu przycisków po bokach panelu. Od tamtego czasu .gtkrc się nie zmieniło, także coś z tego pulpitu pozostało.

Pulpit drugi

Jak widać - miejsca mi przybyło ;)
Największa zmiana - conky odszedł, za niego przyszedł panel boczny, kalendarz i aktywatory - wszystko ze standardowych Screenletów. Nic nie zmieniane.
Doszedł również btnx - programik który umożliwił mi podpięcie skrótu otwierającego menu główne pod myszkę.
Górny panel przeźroczysty, ale z cieniem compizowym (wtedy jeszcze nie wiedziałem jak się tego pozbyć...)
Nie byłem do końca przekonany do tego pulpitu, był bliski mojemu ideałowi, ale czegoś mi w nim brakowało, coś się nie zgadzało. W wyniku tych zgrzytów rzeczywistości z moim wyobrażeniem powstał

Pulpit #3 - najładniejsze co mi wyszło
Tapeta zmianiana była kilka razy, aż znalazłem w swoich zasobach tę.
Była trochę przykrótka, także spędziłem chwilę bawiąc się GIMPem by "dorobić" brakującą część - gdyby nie to, tapetka byłaby rozciągnięta i nie byłaby taka ładna.
Panel boczny poddałem małej modyfikacji - wyrzuciłem niepotrzebne mi info, koło pasków dodałem wartości liczbowe zajętego miejsca/całkowite.
Kalendarz - zmieniony styl - tak wygląda jakby to była jedność.
Zmieniłem także komunikator - z Kadu na Pidgina co pozwoliło mi na wykorzystanie screenleta, który wyświetla mi listę znajomych na pulpicie (klikanie na nazwy powoduje otworzenie się okna rozmowy) wraz z monitorowaniem dostępności.
Btnx został zastąpiony przez easystroke, dzięki któremu obsługuję firefoxa, exaile(który już wcześniej zastąpił beep'a), terminal oraz wywołuję menu przy pomocy odpowiednich gestów myszy. mogłem dzięki temu wywalić aktywatory.
Na pulpit doszedł screenlet pokazujący co aktualnie się odtwarza. Zmieniłem troszkę theme'a żeby był mniejszy i nie pokazywał okładek albumów - nie potrzeba mi tego.
Ostatnio także dostałem informacje o przydatnym programie Gnome Do - który to widać na środku. Wraz z dodatkowymy pluginami - dostępnymi w repozytoriach - tworzy całkiem dobry dodatek do gestów myszy. Warto zauważyć, że z górnej belki zninął cień, a ona sama została przyciemniona, by odpowiadać kolorowi panelowi.

Na jakiś czas skończyłęm z customizacją pulpitu. Jest taki, że ładnie wygląda i dobrze się obsługuje - czego chcieć więcej.

wtorek, 21 października 2008

Za dużo różnych substancji

No nu ja sem nigdy takiej bajdy nie sysał. Nigdy nie sysał nigdy nie opowidział. Nigdy se mni - starego dsiatka - nii o nic ni pytoł. A ja śi umiom podzielić bajaniem jeno mału ktu chca.

Daj jeno staremu jeno miseckę małą kaszy z omastą i dobry antałek coby w gembie ino nie zaschło. Ja jeno nie opowiadał dawnu a dawnu alecko tera pu tem okazyja to i mozna - jako sie nii spodoba to sem stary dziado pójdzie. Dziado wie jak ino łopowiescia snuć, ino dziado wcale niezły ist. Nu... to jak bydzie? ... Ja se wiedzioł żeście panocku jednak porządna chłop a nie jak te tu NIEROBY PARCHATE... No nu panocku, to jak o cym tu by bajanie zacąć....

Ino tylka podoj kufela coby w gymbie nie zaschało ino.

Moze ino by o tych hultajach przydurnych - Jaśkowi Bocheńko i Małgośce Depedała co ino tylko raz w lasz nasz poszły i już mają bachoraki przydurne jak rodzice, które ciągle o czarownicy gadajom co ich niby chciała zjeść. Niby ino, powiadajom, włożła ich ino do pieca, i tak im sie jakowoż parno zrobiło... że se guptoki 5 latorośli wyhodowali, jedno gupsze od drugiego. Panie,ino, mówię... durne te nasze młode... Ale nie ja o tym miałem... Bo to nudne jest i ino takie nijokie.
Nijokie bo tyraz co drugie jedno z drugiem durne mówia ze carownica ich tam zmusił, tema mają bahary moc, ze ino nic tylke nową wiś zakłodać. Nudene ino tymu, ze ino panie jakieś bakałoże czy insze pedofily zrobiły se z naszej pary ni dość że rodzeństwo, to ino, w bojce rzeczywista carownica ich zajeść chcioła. A wszystka chłopa we wsi wie, ze carownice nie jedza ludzie tylko glista z ziemi, ino taaaaakie wąski, jeno czerwo z ciała na wieczerze pija ludzi. Ot zapryszczone to maszkarstwo. Ale to ino juzech dawno minło. Bydzie z setka roków alibo wincej. Co? no nu bo stary dziado ma wincej niż wyglądam. Jeno ja wim, zem z wyglądu jurny, ale.... a wogla to nie o tem.


Ino co siem tutoj w siole zdarzło. Kurna ino panocku zaraza była morowa roz.... Co? ... Nieee już minło - to ze piedziesiat zim temu było, kiedy stary dziadek był jeszcze mlody dziadek i jurny. Niejedna panocku, powiem wam ino, owiecka s uciekała przedmną, a co jaka sie nie bała to ino panocku powim tyla, że już ni była ino w stanie biegoć. Ino wincej żem jak młodym stary dziadko był tom nie szczędził nawet martwej zwierzyny - a co? dziore ma? Ino ma. To w cym ja problem młódź mo? Jeno alibo ruszające śi ciągla lepsza od leżącega spokojnia jak ino.... Panocku, coś niezdrowo wyglądasz, ino tak jakoś ino nu ni dobze. Jeno co? ...? Jeno o cym innym zacąć? Cema?
...
No ni, no nu, nu dobra, widza ja, że ino młodzia propadanda cy jak ino to sie mówia teraz wsystkich siegneła, ale nie starego dziodka. Ja ino wim co dobre.
Ino zaroza morowa jak sie ino potcy. Hen pzez całą wiś, wse chaty, ino kilkoro sie ostało. W tem ino dwa bahoraki obrzydliwe - płakały guptoki tośmy je łopatom szach-prach i mateczki im odkopali. Myślelimy, ze tam bydą jeść, ale sie ino okazao ze jednok mlyko tyż zaroze przenosi... No nu, ale to bahoraki były, brzydkie takie. Okazao sie późnia, że zylaste - ale to chiba po rodzycach. Ino niewazne. Ino jesce ostao sie kilka chłopa no i jo - wtem czasy dziado młody jesce... Mówił dziado już o owcach?.... Tak? Ino to prawda moża być. Jeno jak śi skońcyła morowe powietze to jo som - dziado stary - sbudowałeh najwinksza chałupa. Jeno Panocek juzech nie zobacy bo ino pred hitleracami siem zawaliło.Co cu? No nu... co? Sześdziesiat lat temu to było już? o jesusku najkochańszy tożto nie była morowa powietrza piedziesiat tylko sta i piedziesiat latek tema... uuuu... To sem siem dziado postarzył panocku. Alem jurny dalij! Na kożde zawołanie... Co? Nu niii, propozycja to nie była panocku... Owiecki - tak, Dzikie sorenki - tak, dziołchy - ino jak się dadzą to tyż, nawet ino dychać nie muszą, ale ino ja sem się zobaczyć z panocek to już za wiela... No nu, mam ty ja niedzieję, że to ino tylko pomyłka było. Ale panocku sie nie obrażam, jeno, tyla, ze mówi dziado, że ino wszystkie co Panbuh dał ino można tranzolić i ulżywać sobia w potrzeba, ale ino drugiego chopa ne. No nu, zamotałem sie, pamięc nie ta. Ino już opowiadałem o owieckach za dawnych lat moi.... Co cu? No nu, nu git git ja se o tym bajać ni bede.


Ale jak ni o tym, ni o tym, to zostoje ino o cym?
O u! Ja ino wykombinowoł jak to ino moje prawnoki mówia czasem jak na coś nieoki pirniczone wpadnom przyz przypodek ino to od raza, ze ino wykombonowali. Takuj story też ino wykonbajnowoł ino. Ino story dziado moze pogwarzyć z panockiem o ino jeno tym co panocek je. Ino panocek panocku ino no nu kazał se dać jeno pajda chlyba i jeno kostecka masełka i ino jesce jakiesce składnicki. To sem wos pytom. Widziałżeś panocku krowa w wieś? ... A widzoł moza jakześ jechoł do nos? ... Też ni... No widzi? Czara mara - nie ma mleko a ist masło. A wisz panocku dlaczemu siem tam z panoka smiejom panocku tutaj odkąd ino zażera siem panocek pajdą z masłam? Bo ino polega cała ino zabawa, żech my tu ni momy krów, za to my wszystkie jurne chłopa... To siem raz na jakiś czos ubijo... Panocku... Panocku... Z miasta niby to jeno kultura a tu zyga na ino jedzynie dobre i ino karcemke brudzi... Jakto tak panocku... Jak śi ni ma co sie lubia to sie kradni co popadni, haj? Co cu? Jechoć jużeh musis panocku. Skoda to... Dawnoś tu stary dziado przyjezdnego nie widzoł. No... ale mus ta mus... to w drogę panocku i niech Panbuh prowadzi...

środa, 25 lipca 2007

Język lacerci - szkic i przemyślenia

Będąc u dziadka na wakacjach stwierdziłem, że lacerty, rasa, którą gram, powinna mieć swoje smaczki. Jako że byłem po 4 piwach, stwierdziłem, że co to za problem stworzyć im język. Podstawą dla niego jest język polski (jakże by inaczej) jednak zmodyfikowany tak, by był bardziej syczący, bardziej archaiczny i bardziej dziki. Stwierdziłem, że wyrażenia, które są stosowanie w mowie potocznej chłopów bardzo odpowiadają mojej wizji na wpół dzikich królów bagien i dżungli. Oto wynik moich prac (uwaga! będzie się zmieniał co jakiś czas)

Na OZW Żet zgodził się cośtam pomóc, więc w efekcie końcowym będzie to dzieło wspólne. Ja niestety nie mam w tym temacie takiej wiedzy co mości Żet, więc sam sobie z ukończeniem tego projektu nie poradzę, ale początki stworzyłem samodzielnie. Zapraszam do czytania.

Zapis i wymowa

W lacercim alfabecie brak jest głosek b,d,j,r,w,y oraz z. Z w zestawieniu jest stwardniaczem o czym za chwilę. Głoska G została, gdyż jest wymawiana przez lacerty zupełnie inaczej, bardzo gardłowo, bardziej jak sapnięcie. Ogólnie liter jest 17 (18), z których da się zbudować każde lacercie słowo.
Warto nadmienić, że w swojej pierwotnej formie (archaiku) alfabet był pozbawiony X, czyli miał 16 (17) liter, nadal trwają badania nad pojawieniem się tej litery w alfabecie.

Zestawienie:







Wymowa:
A - sałata
C - ciasto
E - Eufrat
F - flisak
G - Ghana
H - harmonia
I - jak i lub y
K - khatarsis
L - lody
M - myjnia
N - złamany
O - oko
P - P\f
S - syczeć
T - T\s
U - usłyszeć
X - książka

Litera Z jako głoska czytana jest jak S. Jednak jej podstawową rolą jest zamiana głoski z bezdźwięcznej na dźwięczną. W wymowie niczym się nie różni od swojego odpowiednika jednak w piśmie można to zaznaczyć.
Przykładowo, wyraz "gnom" zapisany po laceciemu "KZNOM"
"Lotharis" = "LOTHALZIS"
"Zali wżdy" = "SALI FSZTZI".
Jednak dla uproszczenia zapisu można pomijać Z. Wtedy słowa te wyglądałyby tak: knom, lothalis, sali fsti.

W lacercim, z uwagi na niewykształcone dobrze części ciała odpowiedzialne za mowę, nie ważny jest akcent.

Inne takie-takie

Zdania w lacercim są (powinny być) krótkie. Zdania złożone nie są spotykane często, zaś większość jaszczurów może ich po prostu nie zrozumieć.

Podmiot + Orzeczenie + cała reszta. Podmiot można ominąć gdy mówimy o sobie. W innych przypadkach należy go podać, szczególnie jak rozmawia się z gadem.

W lacercim nie wykształciły się końcówki fleksyjne (ja nie wiem co to jest ale Żet mówił że to będzie dobrze ;P) ani przypadki, uwarunkowane jest to dosyć prymitywnym trybem życia, i niewykształconą jako taką kulturą.

W lacercim istnieją
2 rodzaje - samczy i samiczy zapisywany odpowiednio jako Z i S
3 czasy - byo jess beds
liczba pojedyncza (jeds) i mnoga (duss)
i 3 osoby do każdej liczby -
w jeds: ja ty to
w duss: my wy te

Warto zauważyć też że zdania w większości powinny być budowane w stronie czynnej, nie jest to regułą, lecz chcąc mieć pewność że z gadem się porozumiemy i nasze myśli nie spowodują naszego zgonu zaleca się przestrzegania tej reguły.

Pytania w lacercim opierają się na przestawnym szyku - Orzeczenie stoi na końcu zdania, lub jeżeli używamy słów pytających takich jak: zali, czy, dlaczego, po co itd wtedy szyk zdania jest normalny zaś słowo stoi na początku.

Kolejnym wartym zauważenie elementem jest brak podwójnych przeczeń. Jeżeli nie chcemy zostać niezrozumiani (co w efekcie może spowodować zjedzenie przez gada) to lepiej nie zaprzeczać więcej niż raz w zdaniu. Przykład:
Nic dziś nie jadłem = (Ja) jatl dsi ne LUB (Ja) ne jatl dsi


Założenia słownictwa

Słowa krótkie, archaiczne, bądź zaczerpnięte z różnych gwar, lecz także z innych języków (git, ke). Słowa syczące, bądź gardłowe, nie sprawiające trudności w wymowie. Słownik powinien być mały - myślę że wystarczy około 7000-9000 słów. By móc się porozumieć ze zwykłym gadem na ulicy wystarczyć powinno już 1000-1500 słów.


Jak na razie to koniec moich pomysłów. Zapraszam do komentowania.

Edit

Pojawiła się czcionka lacercia: http://killme.prv1.net/wojownicy/lacerci/lacertP.ttf (Prawy klik i "zapisz jako") tylko duże litery! Enjoy. Zacytuję Żeta (mam nadzieję, że się nie obrazi ;P)
"Żet :: 13:56:09 / S 13:56:49
JAKIE ZAJEBISTE :d
ja zwany killme :: 13:56:23
cieszę się ze ci się podoba :)
Żet :: 13:56:35 / S 13:57:14
JA PIERDOLE, JAKA FAZA :d"


Edit 2

Zrobiłem czcionkę lacercią już taką normalną, zapraszam do pobierania:
http://killme.prv1.net/wojownicy/lacerci/lacertN.ttf (Prawy klik i "zapisz jako")
Zrzut ekranu jak to wygląda:


niedziela, 21 stycznia 2007

Wyprawa

Wiało. Mocno wiało. Cholernie mocno wiało. Wiało i padało w dodatku. Taka pogoda nie sprzyjała podróżom. Lasy były niebezpiecznym miejscem w czasie nawałnicy. Raz w życiu widział jak ktoś został przywalony przez spadający z góry konar. Cóż... widok, nawet jak na jego gust, był mało apetyczny... Ale nie myślał o tym teraz, w zasadzie to rzadko kiedy myślał, wolał zdawać się na instynkt, który, jak dotąd, był dobrym doradcą. Krople zimnego deszczu wżynały się w odzienie. Był śpiący, ale wiedział, że nie może się zatrzymać. Stanął przed wyborem - pozostać na otwartej przestrzeni i nadłożyć szmat drogi, czy wkroczyć w las i być na miejscu o czasie. Popatrzył za siebie, zasyczał, i pewnie przekroczył granicę między łąką, a dżunglą.

Pomiędzy starymi, ogromnymi drzewami był spokojniej. Im bardziej szedł w głąb, tym większe i wyższe były rośliny. Wszystko dookoła było zielone, tysiące robaczków i małych zwierzątek przechadzało się koło jego łap. W dali można było dostrzec lamparta, bacznie obserwującego intruza z łuskami, który najwidoczniej wtargnął na jego teren. Jednak drapieżny kot nie ryzykował konfrontacji, wnet dał susa wgłąb morza zieleni.

Było bardzo parno i mokro. Człowiekowi by to przeszkadzało, elfowi też, krasnoludom zapewne także, jednak gady lubiły taką atmosferę, a Ogpurtaku, tak się składało, był lacertem.
Dostał poważne zadanie - został wysłany do Veass, miasta, w którym rządziła gildia zbójów, a której hersztami byli Elasharr - Mroczny Elf i Sherwett z gniazda Hasyss'ów - lacert, działać tam jako zwiadowca. Został wybrany spośród wszystkich gadzin uznany za najlepiej nadającego się do tego zadania - jakby nie patrzeć, w bardzo krótkim czasie stał się najsilniejszym zmiennocieplnym w Bractwie. Porucznik garnizonu przyszedł do niego pewnego dnia i rzekł
- Ty śmierdząca kupo gnoju z ogonem... - rozpoczął, jednak gdy gad popatrzył na niego wymownie ten lekko pobladł, przełknął ślinę i począł gadać lekko drżącym głosem - ee... to znaczy się... no... Lacercie Ogpurtaku. Powierzona została Ci misja jako emisariusza naszego wielkiego bractwa na ziemię gildii Veass. Masz powziąć z magazynu najpotrzebniejsze przedmioty, swój żołd i wyruszać natychmiast. - na zakończenie smarknął i splunął soczyście, po czym odszedł.


Idąc tak, przez niekończące się połacie morza zieleni doszedł wreszcie na niewielką polankę. Polanka jak polanka - polankowata - krzewiki, trawka, kwiatki et cetera. Jeden tylko szczegół
przykuwał uwagę przypadkowego wędrowca - wieki posąg umiejscowiony na środku wolnej od lasu przestrzeni.

cdn.

poniedziałek, 8 stycznia 2007

Ogpurtaku

Było ciemno. Odżywcze żółtko, którym żywił się od 4 miesięcy, właśnie się skończyło. Wiedział, że musi przebić się na drugą stronę, nie rozumiał dlaczego, ani co go do tego popycha. Instynkt - jeszcze się przekona ile razy pomoże mu przetrwać. Tracił siły. Po raz pierwszy kierował swoimi łapami, jednak szło mu całkiem dobrze. Jego nieprzyzwyczajone do jasności oczy długo jeszcze przystosowywały się do otaczającego wszystko blasku płynącego od słońca. Rozglądnął się dookoła. Instynkt podpowiedział mu, że ta postać, cała pokryta łuskami, od łap do głowy zielona, to jego matka. Musiało tak być w rzeczywistości, w końcu jeszcze żył. Jednak byli jeszcze inni, podobni do niego, tych samych rozmiarów.
Był głodny i zmęczony. Wyczerpało go wychodzenie z jaja. Jakaś niewidzialna siła popchnęła go w stronę bajorka. Na pierwszy ogień poszła ważka. Zabił drugie stworzenie. Pierwszy raz. Instynkt podpowiedział mu, że nie ostatni.

Ostatnia wylinka. Od teraz stanie się Gadem. Wielki Jaszczur - praprzodek całego lacerciego rodu powiedział - "Kto osstatni rass sskórę sssuci, ten w dorossłossc wchodzi i imię nowe przybrać mose". To już dziś. Właściwie nie rozumiał czemu to takie ważne, zmiana imienia, wszystkie obrzędy, cała tak atmosfera w wiosce. Jednak wiedział, że Radzie ani Szamanowi nie warto się przeciwstawiać, zresztą po co? Dzisiaj stanie się dorosły, poczłapie w świat i będzie robił to, co chce. Nie interesowało go siedzenie w wiosce przez całe życie. Chciał czegoś więcej.
Nadszedł zmrok. Nie męczył się długo z wylinką, umiał korzystać z narzędzi i własnych pazurów do przecięcia gniotącej go starej skóry. Zapamiętał jednak mało - Szaman podał mu od razu jakieś zioła, po których zaczął widzieć na różowo i rozpłynął się w transie. Sam proces Przemiany był zaś dosyć krótki. Szaman spalił rytualnie ostatnią wylinkę a jej prochami wymieszanymi z błotem namaścił młodego gada. On też zapytał go o nowe imię, które ten chciałby przybrać. Spostrzegł jednak, iż zioła które mu podał były chyba za mocne, gdyż tamten tylko mamrotał coś po cichu. "Ogpurtaku" - tak brzmiało najprawdopodobniej to słowo.
Kiedy wstał z rana, nic nie pamiętał. Dopiero wylegując się na skale skąpanej w ciepłych promieniach światła przypominał sobie powoli co też zdarzyło się zeszłej nocy.

Oczy człowieka z lekkim strachem wpatrywały się w jego nieruchome, wydające się być szklanymi, ślepia.
- A więc dlaczego chciałbyś... - już miał powiedzieć "głupi gadzie", ale powstrzymał się, spostrzegając toporek zwisający u pasa i garnitur niemałych mięśni pod łuskami lacerta
- ... szlachetny wojowniku przystąpić do nas, do paladynów? -
Dlaczego chciał zostać rycerzem sprawiedliwości? Powód był oczywisty. Będąc w Rivangoth dużo nasłuchał się w karczmach o tych wszystkich samicach, które zaraz po uratowaniu figlowały ze swoimi wybawicielami. Stwierdził, że to coś dla niego.
- Ratoffac, pomagacs ...-
Człowiek podrapał się po głowie. Coraz więcej gadów przychodziło do Zakonu Paladynów, było w tym coś podejrzanego, ale przeor kazał przepuszczać przez rekrutacje bez żadnych egzaminów. Wszyscy domyślali się o co mu chodziło - jeszcze nigdy nie było tylu chętnych do zostania paladynem, bardzo podniosło to prestiż tej klasy jako najchętniej wybieranej przez młodych wojowników.
- Bardzo dobrze wojowniku, podaj swe szlachetne imię i wnet zostaniesz przyjęty w nasze szeregi -
- Ja sem gad Ogpurtaku. Ja sem palatyn juss? -
Zakonnik zapisał imię, zaraz po tym wyjął z szuflady klucz. Wstał, podszedł w stronę szafki przy której krzątał się chwilkę. Wrócił do siedzącego po drugiej stronie biurka gada, trzymając małą przypinkę - broszkę ze znakiem tarczy i wpisanego w niej krzyżyka - powszechnie znanego znaku paladynów, w drugiej ręce trzymał pergamin. Widząc tę samą pustkę w oczach gada jak wcześniej począł mu wyjaśniać.
- Szlachetny wojowniku, to jest broszka, którą nosić zawsze winieneś - ona jest symbolem każdego paladyna w naszym zakonie. Pamiętaj mieć ją zawsze przy sobie. To natomiast- wskazał na pergamin - jest list polecający do jednej ze Szkół Rycerskich szkolących wszystkich młodych wojowników. Nasz zakon nie ma tyle środków by samodzielnie móc szkolić swoich rekrutów. Dajemy Ci tym samym wybór co do barw, które przybierzesz. Wystarczy, iż pójdziesz do jednej z tych wyśmienitych placówek z tym oto pismem i wnet zostaniesz przyjęty by móc kształcić się jako paladyn. -
Gad przypiął sobie broszkę na swojej lnianej koszuli, pergamin zaś zwiną w rulonik i tak go trzymając wyszedł.
Piwo i samice - były coraz bliżej. Jeszcze tylko Szkoła Rycerska. Po kilku godzinach błądzenia po mieście wreszcie znalazł jedną, "borodową" czy jakoś tak...

Nadszedł ten dzień. Wreszcie udało mu się ukończyć szkołę. Był już pełnoprawnym, bordowym, paladynem. Podczas swojej nauki walczył często ze stworami z Machiny i trenował ze swoimi współbraćmi. Najwięcej jednak radości dawały mu walki z uczniami innych szkół. Ach, ten dreszczyk emocji, drżące mięśnie przygotowane do ataku, zapach potu i żądzy mordu. Teraz jako bezbarwny nie mógł już w tym uczestniczyć. Jednak słyszał coś i jakiś "gilydyjach" - takich lepszych szkołach. Postanowił do jednej dołączyć. Wybór padł na Bractwo Bordowego Płaszcza. Był już w Bordowej szkole, toteż żeby nie musieć uczyć się nowych trudnych słów wybrał tę organizację. Wziął swoje rzeczy i wyruszył w drogę.
Po kilku godzinach człapania po względnie prostej, dobrze ubitej drodze napotkał na bramę. Na niej widniał herb, podobny do tego który znał ze szkoły, miał podobne barwy i kształt. Przez chwilę myślał, że zgubił się i wrócił do Rivangoth. Jednak porzucił te domysły gdy przypominał sobie, że tam były domy, stragany i ludzie, natomiast tutaj były drzewa, trawa i zwierzęta. "Dosłes sem gdsie chciah" pomyślał. Zapukał. Małe okienko otworzyło się. Jakaś para oczu popatrzyła na gada.
- Czego - doszło zza bramy
- Ja sem gadsina. Ja sem ze sskoła. Ja sech do gilidya -
- Kurde - zaklął szpetnie strażnik - wiecej was w jajkach nie było... Ech czekajże . Już otwieram -
Rozległ się dźwięk podnoszonej belki i przesuwanego skrzydła w bramie. Gad wszedł wolnym krokiem , w jego mniemaniu dostojnym, na teren Bractwa. Zaraz koło siebie zobaczył dwóch gwardzistów uzbrojonych w halabardy i starszego krasnoluda, widocznie strażnika z którym gadał przed chwilą.
- Oni cię odprowadzą gdzie trzeba... - popatrzył na gada uważniej - Nie próbuj żadnych głupot... dobrze ci radzę -
Lacert widocznie zrozumiał co się dzieje, gdyż dał się spokojnie odprowadzić do niewielkiej baszty znajdującej się nieopodal bramy głównej.
Wszedłszy do małego pomieszczenia, wzrok gada zarejestrował dębowy stół, mały stołek i grubego, tłustego, prawdopodobnie smacznego i pożywnego, człowieka który zajmował oba meble.
- Hę? - przestał przez chwilę dłubać w zębach - kolejny lacert? No dobra czego chcesz... -
- Ja sem gadsina. Ja sem dobra gadsina palatyn. Ja sem do gilidyjya pssysedł. Ja sem silny. Ja sem po sskola -
- Dobra, pokaż papiery, pokaż wyniki turniejów... - studiował przez chwilę papiery podane mu przez lacerta, widać było, że tak jak gad, nie ma najmniejszego pojęcia co w nich napisano. - Ehh i tak nie ja tu decyduje, ale jesteś tym za kogo się podajesz, chłopcy - kiwnął głową na gwardzistów - chłopcy cię odprowadzą pod same drzwi Senatu. To oni tu rządzą i to oni mogą cię przyjąć... Bądź nie - Smarknął donośnie - a teraz zejdź mi z oczu -
"Chłopcy" odprowadzili gada, tak jak powiedział dowódca straży, pod salę obrad senatu, mieszczącą się w głównym budynku Bractwa. Został przedstawiony senatorom, którzy najwidoczniej umieli czytać i spodobały im się referencje wystawione ich nowemu rekrutowi przez Bordową Szkołę, gdyż tylko chwilkę męczyli gada pytaniami i po godzinie wydali sąd - Ogpurtaku może zostać członkiem Bractwa Bordowego Płaszcza. Jeszcze tego samego dnia dostał swój pokój, nowe odzienie i jedzenie. Wiedział, że zaczyna się dla niego nowy okres w jego życiu...