niedziela, 21 stycznia 2007

Wyprawa

Wiało. Mocno wiało. Cholernie mocno wiało. Wiało i padało w dodatku. Taka pogoda nie sprzyjała podróżom. Lasy były niebezpiecznym miejscem w czasie nawałnicy. Raz w życiu widział jak ktoś został przywalony przez spadający z góry konar. Cóż... widok, nawet jak na jego gust, był mało apetyczny... Ale nie myślał o tym teraz, w zasadzie to rzadko kiedy myślał, wolał zdawać się na instynkt, który, jak dotąd, był dobrym doradcą. Krople zimnego deszczu wżynały się w odzienie. Był śpiący, ale wiedział, że nie może się zatrzymać. Stanął przed wyborem - pozostać na otwartej przestrzeni i nadłożyć szmat drogi, czy wkroczyć w las i być na miejscu o czasie. Popatrzył za siebie, zasyczał, i pewnie przekroczył granicę między łąką, a dżunglą.

Pomiędzy starymi, ogromnymi drzewami był spokojniej. Im bardziej szedł w głąb, tym większe i wyższe były rośliny. Wszystko dookoła było zielone, tysiące robaczków i małych zwierzątek przechadzało się koło jego łap. W dali można było dostrzec lamparta, bacznie obserwującego intruza z łuskami, który najwidoczniej wtargnął na jego teren. Jednak drapieżny kot nie ryzykował konfrontacji, wnet dał susa wgłąb morza zieleni.

Było bardzo parno i mokro. Człowiekowi by to przeszkadzało, elfowi też, krasnoludom zapewne także, jednak gady lubiły taką atmosferę, a Ogpurtaku, tak się składało, był lacertem.
Dostał poważne zadanie - został wysłany do Veass, miasta, w którym rządziła gildia zbójów, a której hersztami byli Elasharr - Mroczny Elf i Sherwett z gniazda Hasyss'ów - lacert, działać tam jako zwiadowca. Został wybrany spośród wszystkich gadzin uznany za najlepiej nadającego się do tego zadania - jakby nie patrzeć, w bardzo krótkim czasie stał się najsilniejszym zmiennocieplnym w Bractwie. Porucznik garnizonu przyszedł do niego pewnego dnia i rzekł
- Ty śmierdząca kupo gnoju z ogonem... - rozpoczął, jednak gdy gad popatrzył na niego wymownie ten lekko pobladł, przełknął ślinę i począł gadać lekko drżącym głosem - ee... to znaczy się... no... Lacercie Ogpurtaku. Powierzona została Ci misja jako emisariusza naszego wielkiego bractwa na ziemię gildii Veass. Masz powziąć z magazynu najpotrzebniejsze przedmioty, swój żołd i wyruszać natychmiast. - na zakończenie smarknął i splunął soczyście, po czym odszedł.


Idąc tak, przez niekończące się połacie morza zieleni doszedł wreszcie na niewielką polankę. Polanka jak polanka - polankowata - krzewiki, trawka, kwiatki et cetera. Jeden tylko szczegół
przykuwał uwagę przypadkowego wędrowca - wieki posąg umiejscowiony na środku wolnej od lasu przestrzeni.

cdn.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kurcze, przez długi czas zastanawiałem się, czy przyjąć taką właśnie formę pisania gadem jak ty - czyli dialogi gadzie, ale poza tym normalny narrator, czy też wszystko po gadziemu. Wybrałem drugie.

Ale takie zdecydowanie lepiej się czyta.

Good shit;]

killme pisze...

hehe, bo ty piszesz w pierwszej osobie, a ja z 3. osoby.

Chociaż w przyszłości się zobaczy ;)